Jakiś czas temu zdałam sobie sprawę, że największe zadowolenie z życia daje mi ukochanie tego, co już mam teraz. Dostrzeżenie dobra, które już istnieje w moim świecie.
Bo kiedy patrzę na własne życie właśnie z tej perspektywy, to mam wrażenie, że żyję w ciągłym dobrostanie. To daje mi wewnętrzną siłę, spokój i zadowolenie, ale również bardzo pomaga mi, odnaleźć się w trudnej sytuacji.
To jest także najszybsza metoda, która przekierowuje mnie do bycia w TU i TERAZ.
Nie mówię tu o liczeniu, ile mam albo porównywaniu się z innymi, którzy mają jeszcze mniej, żeby poczuć się lepiej. Nie. Mówię tu o stanie ducha. O spojrzeniu na świat. O koncentrowaniu się na tym co faktycznie jest, a nie co mogło by być albo jak było kiedyś. O wyłapywaniu tych subtelnych pozytywnych wibracji w czasach, kiedy czujesz niepewność przed nowym i niespuszczanie ich z oczu.
Jest jeszcze inny mocny aspekt w takim spostrzeganiu własnego świata – przestajesz żyć w ciągłym strachu. Szczególnie przed stratą. Bo patrząc na swój świat z perspektywy już istniejącego dobrostanu, nawet jeśli są to drobnostki, to twój wewnętrzny dom ma bardzo silny podstawę. A tego nikt nie będzie w stanie ci odebrać.